Old Fashioned Affection
Piąty dzień lata, Stany Zjednoczone, 1976 rok.I'm sick and I'm tired too
I can admit, I am not fireproof Muzyka dawno mi się tak nie przydała, jak podczas tej drogi. Pomijając fakt, że powstrzymywała mnie od zaśnięcia, to po prostu uniemożliwiała mi zatonięcie we własnych myślach.
Od miasta dzieliło nas jeszcze około 60 mil, jednak już teraz mogłam dostrzec rozmazane, kolorowe światła w oddali. Mogłam się tylko domyślać, jak niektórzy przyjemnie spędzają tą noc.
Westchnęłam. Czemu ja to tak właściwie robię? Po co?
Niewątpliwie zależało mi na jak najszybszym dotarciu do domu, ale już nie w ten sam sposób, co na początku tej całej pomylonej wycieczki. W tym momencie chodziło tylko o to, żeby zgarnąć porządne ubrania i jechać dalej.
Szalone i skrajnie nierozsądne. Tylko tak można było nazwać nasze zachowanie. Próbujemy pomóc w wstrzymaniu procesu kogoś, kto jest oskarżony o morderstwo z szczególnym okrucieństwem.
Coś z tyłu głowy krzyczało, że tak nie można, że to niewłaściwe. Poza słowami Harolda nie było żadnego potwierdzenia jego niewinności. Jednak z drugiej strony, Harry nie potrafił kłamać. Za każdym razem, gdy tylko próbował, było czuć to z daleka. Zresztą naczytałam się wystarczająco dużo historii kryminalnych, żeby wiedzieć jak mniej więcej zachowują się psychopatyczni mordercy. Timmie na pewno do nich nie należał. — W co my się znowu wpakowałyśmy? — Olga wybudziła mnie z zamyślenia. Przyrzekam, że byłam pewna, że śpi.
— W istny cyrk, jak zawsze. — mruknęłam. — Czy była kiedyś choć raz taka sytuacja, w której obyło się bez problemów?
— Oczywiście, że nie. — zaśmiała się. — Chyba tak już ma być. Miała rację, po prostu tak chciał los i najwyraźniej nam nic do tego. Czego byśmy nie zrobiły to i tak wychodziło źle, w dodatku zawsze na naszą niekorzyść.
Plany co do kariery sportowej? Nie, trener się nie zgodził i „dla naszego dobra" zabronił nam wyjazdów na jakiekolwiek zawody. Zmiana trenera? Boom! Nikt do nas specjalnie nie będzie dojeżdżał. To był koniec naszej przygody z siatkówką.
Był ogrom tym podobnych sytuacji. Teraz, kiedy w końcu coś zaczęło się powoli układać, znowu nasze nadzieje szlag trafił. Nie mniej próbować nam nikt nie zabroni. Kiedy zaczynało już powoli świtać, podjechaliśmy pod aktualne miejsce zamieszkania Olgi. Z zewnątrz średniej wielkości domek wyglądał prawie tak samo, jak większość w okolicy, czyli typowo amerykańsko, jednak kilka rzeczy wyróżniała go. Zdecydowanie prezentował się dużo bardziej modernistycznie, a białe ściany bardzo dobrze współgrały z bukowymi drzwiami i listwami.
Zaparkowałam kilka domów dalej, żeby przypadkiem jej rodzice nie zadawali pytań dotyczących nieznanego samochodu. Nie było czasu na opowiadanie całej historii, a podejrzliwość ze strony naszych rodzicieli była ostatnią z potrzebnych nam rzeczy. Brunetka wysiadła z auta i poszła się spakować.
Najbliższe dni miałyśmy spełnić na terenie posiadłości Harrego, dlatego musiałyśmy spakować się tak, jak na co najmniej dwutygodniowy wyjazd. Z tą różnicą, że zamiast chodzenia po plaży, będzie bieganie po aresztach i komisariatach policji.
Lada moment Olga wróciła z pełną walizką, a Harry pomógł jej ją zapakować do bagażnika. Ruszyliśmy dalej. Kolejnym celem miał być mój dom, choć doskonale wiedziałam, że to może potrwać trochę dłużej.
Miałam tylko dwie opcje. Pierwszą było normalne wejście drzwiami frontowymi, co poniekąd zmuszało mnie do konfrontacji z rodzicami, a drugą wejście po żywopłocie do mojego pokoju na piętrze. Wybór był oczywisty.
Dlatego już chwilę później raniłam sobie swoje nogi na ostrych gałęziach. Z duszą na ramieniu udało mi się prześlizgnąć do środka. Dobrze, że zostawiłam otwarte okno. Powoli rozejrzałam się wokół, lecz na szczęście raczej nikt mnie nie usłyszał.
Szybko zlokalizowałam swoją oblepioną naklejkami walizkę, po czym zaczęłam pakować wszystko, co uznałam za potrzebne. W środku znalazła się nawet czarna marynarka, granatowa koszula i moja jedyna czarna spódnica, na potrzebę ubrania się elegancko.
Wyskoczenie z okna również nie okazało się najlepszym pomysłem. Co prawda nie połamałam się, ale dość mocno przeliczyłam swoje umiejętności i skończyłam z kilkoma bolącymi sińcami oraz ogromem krwawych zadrapań. Przynajmniej nikogo nie obudziłam, co mogłam uznać za swój mały sukces.
Po zapakowaniu się do auta, poprosiłam Harrego, żeby wskazał drogę do swojego domu. Zatem ruszyliśmy w kierunku Beverly Hills. Wygląd okolicy zaczął się znacznie zmieniać, kiedy zaczęliśmy się zbliżać do celu. Zwykłe domy przekształciły się w ville, a nawet miejscami pałace.
Okazało się, że właśnie w takim pałacyku spędzimy najbliższe dni. Na początku byłam przekonana, że Styles blefuje, a tu jednak.
Automatycznie otwierająca się brama odsłoniła zapierający dech w piersiach widok. Wjechaliśmy na piękny, ozdobny placyk, wykładany kostkami brukowymi, wokół którego rosły piękne kwiaty, drzewa i idealnie przycięty żywopłot. Harry pokierował nas na parking, który znajdował się za villą. W ten sposób miałam szansę przyjrzeć się również samemu budynkowi. Białe filary, wielkie okna, piękne wykończenia, aż szkoda czasu wymieniać. Całość przypominała prawdziwy pałac, brakowało jedynie wykończeń ze złota. Chociaż kto wie, co mnie spotka w środku.
Spokojnie zaparkowałam koło białego Porsche Carrera 911, ale kiedy tylko wysiadłam okazało się, że nie było to jedyne stojące tam auto. Ktoś tu jest kolekcjonerem; przeszło mi przez myśl. Villa w środku robiła niemniejsze wrażenie niż z zewnątrz. Wszystko urządzone w brunatno–czerwonym drewnie, nie jestem pewna, ale chyba był to mahoń. Białe ściany, dodatki ze srebra, ozdobne meble i małe rzeźby w stylu starożytnej Grecji. Do tego duża ilość pięknych obrazów (w tym kilka namalowanych przez Zdzisława Beksińskiego, którego prace bez dwóch zdań nie należały do tuzinkowych i nadawały specyficznego klimatu). Mimo tych olbrzymich metraży, miejsce to sprawiało wrażenie przytulnego.
Harry zaczął prowadzić nas po schodach, których obręcze również były niesamowicie wyrzeźbione, na wyższe piętro. To właśnie tam znajdowały się pokoje gościnne, jego sypialnia czy też salon z kominkiem.
Każda z nas dostała swój własny pokój, który był połączony również z osobistą łazienką. Obydwa pomieszczenia były urządzone minimalistycznie, ale nie wyglądało to źle. Wręcz przeciwnie, wszystko zgrywało się w jedną, spójną całość. Miałyśmy godzinę, żeby się rozpakować, umyć i przebrać w świeże ubrania. Co prawda nikt z nas nie miał najmniejszej ochoty nigdzie wychodzić (no może pomijając zwiedzanie posiadłości), ale Harry miał zamiar wykonać kilka ważnych telefonów i koniecznie chciał, żebyśmy przy tym były. Nie da się zaprzeczyć, że bardzo brakowało mi ciepłego prysznica, bo dopiero teraz poczułam prawdziwą świeżość. Przyspieszona kąpiel na stacjach benzynowych to jednak nie to samo. Zmęczone i pospinane ciało w końcu zaznało chwili relaksu. Owinęłam się ręcznikiem i zaczęłam szukać maści na stłuczenia. Nie zawiodłam się, bo w jednej z łazienkowych szafek znalazłam kompletną apteczkę.
Wyszłam z łazienki już w pełni ubrana, jednak warto zaznaczyć, że nie były to specjalnie wyszukane ciuchy, a jedynie stare, sprane dresy i tak samo wiekowa koszulka.
Wyjrzałam za okno. Teraz tym bardziej utwierdziłam się w tym, że nie ma co wychodzić na dwór, bo pogoda stwierdziła, że dopasuje się do naszych humorów i obdaruje nas obfitym deszczem.
Opadłam bezwładnie na łóżko i prawie od razu zamknęłam oczy, tak bardzo chciałam już pójść spać. Naprawdę współczułam Timothée'mu, że w taką pogodę musi siedzieć samotnie w zimnej celi. Niestety nie było mi dane zaznać spokoju na zbyt długo, bo już chwilę później usłyszałam nawoływania z salonu. Niechętnie się podniosłam i wyszłam z pokoju, zamykając ciężkie, brązowe drzwi za sobą.
Harry wraz z Olgą siedzieli na wielkiej, ozdobnie pikowanej, skórzanej kanapie i popijali czerwone wino. Na stoliku przed nimi, poza butelką drogiego alkoholu, leżał telefon stacjonarny i książeczka z kontaktami. Mogłam się oczywiście mylić, ale telefon miał złote zdobienia.
Dla mnie również czekał pusty kieliszek, jednak nie skorzystałam. Nie miałam w tym momencie ochoty na picie.
Harry zaczął wybierać pierwszy numer. Rozmowa ta nie trwała za długo, a z drugiej strony było słychać jedynie bełkot, jednak po minie Styles'a wywnioskowałam, że nie jest najgorzej. Już chciał nam wytłumaczyć, o co chodzi, jednak zadzwonił kolejny telefon, a tym razem mimika Harolda ukazywała pełne skupienie. Kiedy w końcu się rozłączył, brunet popatrzył się na nas poważnie. — Jutro jedziemy na widzenie do pobliskiego aresztu.
I can admit, I am not fireproof Muzyka dawno mi się tak nie przydała, jak podczas tej drogi. Pomijając fakt, że powstrzymywała mnie od zaśnięcia, to po prostu uniemożliwiała mi zatonięcie we własnych myślach.
Od miasta dzieliło nas jeszcze około 60 mil, jednak już teraz mogłam dostrzec rozmazane, kolorowe światła w oddali. Mogłam się tylko domyślać, jak niektórzy przyjemnie spędzają tą noc.
Westchnęłam. Czemu ja to tak właściwie robię? Po co?
Niewątpliwie zależało mi na jak najszybszym dotarciu do domu, ale już nie w ten sam sposób, co na początku tej całej pomylonej wycieczki. W tym momencie chodziło tylko o to, żeby zgarnąć porządne ubrania i jechać dalej.
Szalone i skrajnie nierozsądne. Tylko tak można było nazwać nasze zachowanie. Próbujemy pomóc w wstrzymaniu procesu kogoś, kto jest oskarżony o morderstwo z szczególnym okrucieństwem.
Coś z tyłu głowy krzyczało, że tak nie można, że to niewłaściwe. Poza słowami Harolda nie było żadnego potwierdzenia jego niewinności. Jednak z drugiej strony, Harry nie potrafił kłamać. Za każdym razem, gdy tylko próbował, było czuć to z daleka. Zresztą naczytałam się wystarczająco dużo historii kryminalnych, żeby wiedzieć jak mniej więcej zachowują się psychopatyczni mordercy. Timmie na pewno do nich nie należał. — W co my się znowu wpakowałyśmy? — Olga wybudziła mnie z zamyślenia. Przyrzekam, że byłam pewna, że śpi.
— W istny cyrk, jak zawsze. — mruknęłam. — Czy była kiedyś choć raz taka sytuacja, w której obyło się bez problemów?
— Oczywiście, że nie. — zaśmiała się. — Chyba tak już ma być. Miała rację, po prostu tak chciał los i najwyraźniej nam nic do tego. Czego byśmy nie zrobiły to i tak wychodziło źle, w dodatku zawsze na naszą niekorzyść.
Plany co do kariery sportowej? Nie, trener się nie zgodził i „dla naszego dobra" zabronił nam wyjazdów na jakiekolwiek zawody. Zmiana trenera? Boom! Nikt do nas specjalnie nie będzie dojeżdżał. To był koniec naszej przygody z siatkówką.
Był ogrom tym podobnych sytuacji. Teraz, kiedy w końcu coś zaczęło się powoli układać, znowu nasze nadzieje szlag trafił. Nie mniej próbować nam nikt nie zabroni. Kiedy zaczynało już powoli świtać, podjechaliśmy pod aktualne miejsce zamieszkania Olgi. Z zewnątrz średniej wielkości domek wyglądał prawie tak samo, jak większość w okolicy, czyli typowo amerykańsko, jednak kilka rzeczy wyróżniała go. Zdecydowanie prezentował się dużo bardziej modernistycznie, a białe ściany bardzo dobrze współgrały z bukowymi drzwiami i listwami.
Zaparkowałam kilka domów dalej, żeby przypadkiem jej rodzice nie zadawali pytań dotyczących nieznanego samochodu. Nie było czasu na opowiadanie całej historii, a podejrzliwość ze strony naszych rodzicieli była ostatnią z potrzebnych nam rzeczy. Brunetka wysiadła z auta i poszła się spakować.
Najbliższe dni miałyśmy spełnić na terenie posiadłości Harrego, dlatego musiałyśmy spakować się tak, jak na co najmniej dwutygodniowy wyjazd. Z tą różnicą, że zamiast chodzenia po plaży, będzie bieganie po aresztach i komisariatach policji.
Lada moment Olga wróciła z pełną walizką, a Harry pomógł jej ją zapakować do bagażnika. Ruszyliśmy dalej. Kolejnym celem miał być mój dom, choć doskonale wiedziałam, że to może potrwać trochę dłużej.
Miałam tylko dwie opcje. Pierwszą było normalne wejście drzwiami frontowymi, co poniekąd zmuszało mnie do konfrontacji z rodzicami, a drugą wejście po żywopłocie do mojego pokoju na piętrze. Wybór był oczywisty.
Dlatego już chwilę później raniłam sobie swoje nogi na ostrych gałęziach. Z duszą na ramieniu udało mi się prześlizgnąć do środka. Dobrze, że zostawiłam otwarte okno. Powoli rozejrzałam się wokół, lecz na szczęście raczej nikt mnie nie usłyszał.
Szybko zlokalizowałam swoją oblepioną naklejkami walizkę, po czym zaczęłam pakować wszystko, co uznałam za potrzebne. W środku znalazła się nawet czarna marynarka, granatowa koszula i moja jedyna czarna spódnica, na potrzebę ubrania się elegancko.
Wyskoczenie z okna również nie okazało się najlepszym pomysłem. Co prawda nie połamałam się, ale dość mocno przeliczyłam swoje umiejętności i skończyłam z kilkoma bolącymi sińcami oraz ogromem krwawych zadrapań. Przynajmniej nikogo nie obudziłam, co mogłam uznać za swój mały sukces.
Po zapakowaniu się do auta, poprosiłam Harrego, żeby wskazał drogę do swojego domu. Zatem ruszyliśmy w kierunku Beverly Hills. Wygląd okolicy zaczął się znacznie zmieniać, kiedy zaczęliśmy się zbliżać do celu. Zwykłe domy przekształciły się w ville, a nawet miejscami pałace.
Okazało się, że właśnie w takim pałacyku spędzimy najbliższe dni. Na początku byłam przekonana, że Styles blefuje, a tu jednak.
Automatycznie otwierająca się brama odsłoniła zapierający dech w piersiach widok. Wjechaliśmy na piękny, ozdobny placyk, wykładany kostkami brukowymi, wokół którego rosły piękne kwiaty, drzewa i idealnie przycięty żywopłot. Harry pokierował nas na parking, który znajdował się za villą. W ten sposób miałam szansę przyjrzeć się również samemu budynkowi. Białe filary, wielkie okna, piękne wykończenia, aż szkoda czasu wymieniać. Całość przypominała prawdziwy pałac, brakowało jedynie wykończeń ze złota. Chociaż kto wie, co mnie spotka w środku.
Spokojnie zaparkowałam koło białego Porsche Carrera 911, ale kiedy tylko wysiadłam okazało się, że nie było to jedyne stojące tam auto. Ktoś tu jest kolekcjonerem; przeszło mi przez myśl. Villa w środku robiła niemniejsze wrażenie niż z zewnątrz. Wszystko urządzone w brunatno–czerwonym drewnie, nie jestem pewna, ale chyba był to mahoń. Białe ściany, dodatki ze srebra, ozdobne meble i małe rzeźby w stylu starożytnej Grecji. Do tego duża ilość pięknych obrazów (w tym kilka namalowanych przez Zdzisława Beksińskiego, którego prace bez dwóch zdań nie należały do tuzinkowych i nadawały specyficznego klimatu). Mimo tych olbrzymich metraży, miejsce to sprawiało wrażenie przytulnego.
Harry zaczął prowadzić nas po schodach, których obręcze również były niesamowicie wyrzeźbione, na wyższe piętro. To właśnie tam znajdowały się pokoje gościnne, jego sypialnia czy też salon z kominkiem.
Każda z nas dostała swój własny pokój, który był połączony również z osobistą łazienką. Obydwa pomieszczenia były urządzone minimalistycznie, ale nie wyglądało to źle. Wręcz przeciwnie, wszystko zgrywało się w jedną, spójną całość. Miałyśmy godzinę, żeby się rozpakować, umyć i przebrać w świeże ubrania. Co prawda nikt z nas nie miał najmniejszej ochoty nigdzie wychodzić (no może pomijając zwiedzanie posiadłości), ale Harry miał zamiar wykonać kilka ważnych telefonów i koniecznie chciał, żebyśmy przy tym były. Nie da się zaprzeczyć, że bardzo brakowało mi ciepłego prysznica, bo dopiero teraz poczułam prawdziwą świeżość. Przyspieszona kąpiel na stacjach benzynowych to jednak nie to samo. Zmęczone i pospinane ciało w końcu zaznało chwili relaksu. Owinęłam się ręcznikiem i zaczęłam szukać maści na stłuczenia. Nie zawiodłam się, bo w jednej z łazienkowych szafek znalazłam kompletną apteczkę.
Wyszłam z łazienki już w pełni ubrana, jednak warto zaznaczyć, że nie były to specjalnie wyszukane ciuchy, a jedynie stare, sprane dresy i tak samo wiekowa koszulka.
Wyjrzałam za okno. Teraz tym bardziej utwierdziłam się w tym, że nie ma co wychodzić na dwór, bo pogoda stwierdziła, że dopasuje się do naszych humorów i obdaruje nas obfitym deszczem.
Opadłam bezwładnie na łóżko i prawie od razu zamknęłam oczy, tak bardzo chciałam już pójść spać. Naprawdę współczułam Timothée'mu, że w taką pogodę musi siedzieć samotnie w zimnej celi. Niestety nie było mi dane zaznać spokoju na zbyt długo, bo już chwilę później usłyszałam nawoływania z salonu. Niechętnie się podniosłam i wyszłam z pokoju, zamykając ciężkie, brązowe drzwi za sobą.
Harry wraz z Olgą siedzieli na wielkiej, ozdobnie pikowanej, skórzanej kanapie i popijali czerwone wino. Na stoliku przed nimi, poza butelką drogiego alkoholu, leżał telefon stacjonarny i książeczka z kontaktami. Mogłam się oczywiście mylić, ale telefon miał złote zdobienia.
Dla mnie również czekał pusty kieliszek, jednak nie skorzystałam. Nie miałam w tym momencie ochoty na picie.
Harry zaczął wybierać pierwszy numer. Rozmowa ta nie trwała za długo, a z drugiej strony było słychać jedynie bełkot, jednak po minie Styles'a wywnioskowałam, że nie jest najgorzej. Już chciał nam wytłumaczyć, o co chodzi, jednak zadzwonił kolejny telefon, a tym razem mimika Harolda ukazywała pełne skupienie. Kiedy w końcu się rozłączył, brunet popatrzył się na nas poważnie. — Jutro jedziemy na widzenie do pobliskiego aresztu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen3h.Co